Jednia
(…) a jednak Bóg
z właściwą sobie perfidią
rozwiązuje węzeł
Anne Sexton, Kiedy mężczyzna wchodzi w kobietę

**
Studnia Jerozolimy. W Sanctum Sepulchrum jest miejsce dla każdego oblicza Boga. Nie musisz rozmawiać z nikim i to ratuje przed potępieniem Twojego wyboru.
Trzydzieści siedem stopni żaru poza ciałem. Droga do Morza Martwego wyznaczona przez skalną pustynię i rozpływające się tandetnie błękity.
Jesteś.
Foliowy horyzont zlewa się z szybą jeziora. Wokół Ciebie jak w chińskiej armii terakotowej unoszą się głowy i nogi tych, którym dano przestrzeń w zupie gorącej wody. Nie przeszkadza Ci, że ktoś ma potrzebę zrobić selfie z gazetą. Czujesz pneumę swoich kości i wypartych
na powierzchnię kolan. W Tobie jest Bóg Dostojewskiego, Bóg proroka Ilji, Bóg Rilkego. Czujesz jednię. Swojego Boga.
**
Zanurzasz się w wyblakłej świtem wodzie. Wokół nie ma żywego ducha. Pod stopami owalne kryształki lodu. Zanurzone piersi twardnieją. Rodzi się dzień pełen spokoju i mgły z Turnera.
Na środku jeziora można już zatrzymać myśli. Chociaż na moment. Tutaj i tylko tutaj masz wszystko, czego potrzebujesz do życia. Nie rozwierca Cię żadne słowo, żadne pretensje
do losu i ludzi. Na lewej łydce, pod sercem niewyrosłej płetwy, czujesz muśnięcie gładkiej ryby.
Z brzegu patrzy na Ciebie wysmukły jeleń z makatki. Nad Tobą niebo Magritte’a. Pora wracać.
**
Czekasz w deszczu. Ciepły dotyk silnego ramienia. Mógł Cię zbudować albo zniszczyć.
Szczenięca odwaga wspólnego starzenia się.
Rozpięta na krzyżu jego ramion trwasz.
On wchodzi w Ciebie ostrym księżycem. I zostaje na zawsze. Żyjesz siedmioma życiami.
Jednia.
Małgorzata PA.